Azjatycki weekend dobiegł końca, a wraz z nim seria naprawdę serdecznych i pięknych chwil. To właśnie one są jednym z głównych powodów, żeby zainteresować się mniejszymi spotkaniami.
A wierzcie nam, że mniejsze nie znaczy gorsze. O czym przekonacie się czytając dzisiejszą relację.
The Basement: Asian Week – czyli spotkanie dla osób mocno związanych z fandomem, jak i dla tych, którzy stawiają w nim swoje pierwsze kroki. I tutaj się zatrzymamy, odsyłając do poznania genezy nazwy i ogólnego zamysłu do wywiadu z Fabienem ” Sucharem” Sachą (tutaj link).
Wracając jednak do Poznania… Właśnie tutaj przy poznańskiej Cytadeli, na Winogradach, w Szkole i Teatrze Łejery zorganizowano tenże konwent. Budynek nadawał się do tego aż nadto. Z uwagi na swój brak kondygnacyjności i zaplecze sprzętowe. Pojemna sala ze sceną, z rozbudowanym systemem oświetlenia, udźwiękowieniem i cudowną akustyką. Na teren konwentu można było wejść już od piątkowego wieczoru, co z pewnością było udogodnieniem dla osób spoza metropolii. Asian Week rozpoczął się od godziny 9:00 w sobotę 29.09 i trwał do 15:00 w niedzielę 30.09. Przejazd w godzinach kursowania komunikacji dziennej był dość wygodny. Dwie linie tramwajowe: “10” dla osób jadących z dworca i “4” dla zakwaterowanych w okolicach Starego Rynku. Niemniej na podróż powrotną późną nocą, bez dłuższego spaceru się nie obejdzie.
Szkoła na uboczu, od samego przejścia przez bramę witała nas udekorowanymi drzewami i bramą Tori, a przez szyby widać już było zarysy hali wystawców. W szklanym przedsionku umieszczono akredytację. Jako media otrzymaliśmy wejściówki ze wszystkimi symbolicznymi zwierzętami, ale konwentowicze mogli wybrać, które z nich poprze. Zaciętego Tygrysa? Potężnego Smoka? Czy Memicznego Magicarpa? Wszystko za sprawą gry konwentowej, o której nieco później. Dodatkowo każdy otrzymywał własną opaskę na rękę i broszurkę z planem atrakcji, i mapką.
Hala Wystawców była dość przestronna i różnorodna w oferowanym towarze. Od przypinek i kubków, po bluzki i poduchy. Nie zabrakło też rękodzieła, gdzie poza oferowanymi naklejkami, artami i komiszami, można było kupić ręcznie wykonaną biżuterię i pluszaki. Co więcej, zauważylismy kilka znajomych twarzy z minionego Niuconu. Oczywiście wszystkie osoby chętnie zostawiły po sobie ślad w prowadzonym Zeszycie Artystów.
Zwiedzanie poszczególnych miejscówek urozmaicił Janowi – Łukasz “Pyro” Kaczmarek, który przy okazji oprowadzania po szkole, zapoznał go z historycznymi walorami placówki. Jak się okazało, kiedyś szkoła była znacznie mniejsza niż ją zastaliśmy, a sama scena główna jest jej najnowszym nabytkiem.
Pluszaki od Magic Hands
Poza nią na konwencie znaleśliśmy sale prelekcyjne, dziedziniec warsztatowy, salki rekreacyjne (planszówki, gry muzyczne, karaoke czy VR i konsole),Meido Cafe, fotostudio, wszechstronne sleeproomy, a także koniecznie punkt medyczny. Jest to o tyle ciekawe, że rzeczywiście było czuć obecność ratowników w razie potrzeby. Warsztaty odbywały się również w holu obok sali prelekcyjnej i na powierzchni starej sceny.
Skoro już przy atrakcjach jesteśmy, to udaliśmy się na różne prelekcje, żeby jak najszerzej poznać kierunek w którym będzie zmierzał konwent. Od rana rzeczywiście sporo się działo.
Janowi spodobał sie koncept panelu “Piekło to ludzie[…]” prowadzonego przez Ulę Knap, która zawodowo zajmuje się tłumaczeniem mang. Przez jej ręce przewinęło się całkiem dużo tekstów, a może w szczególności obrazów Junjiego Ito, którego twórczość rozważaliśmy na prelekcji. Z uwagi na dość wczesną porę i z racji tego, niską frekwencję – mogliśmy nawet wprowadzić trochę dyskusji na niektóre poruszone wątki. Gdybyśmy mieli to konkretne spotkanie komuś polecić, to napewno fanom uniwersum Loverctafta i osobom szukającym motywu psychodelicznego podejścia do sformułowania “Człowiek człowiekowi wilkiem”. A w szczególności Mistrzom Gry “Zewu Cthulhu” do zainspirowania się pewnymi ukazanymi wątkami fabularnymi.
Prawie natychmiast po nauce o piekle w twórczości, przenieśliśmy się na wykład o “piekiełku” bycia tłumaczem. Godzinne spotkanie z Pawłem “Rep” Dybałą pokazywało co w tłumaczeniu pomaga w samodokształcaniu, a czego nie powinno się stosować. Okazuje sie też, że nie można wykształcić się na tłumacza. Takiego kierunku nauczania nie ma, ale jak dopełnienie nazwy prelekcji mówi “[…]możesz próbować.” Niestety nie udało się wysiedzieć tam do końca, z uwagi na telefoniczną lawinę, która Jana zaskoczyła.
Podczas jego wędrówki z komórką, przyglądając się po drodze cosplayerom i towarom, zakończył obchód w sali gier konsolowych. Taak… Ewidentnie Beat Saber wciągnęło go do swojego świata, bo spędził w nim jakieś 15 minut. Jak się okazuje obsługa HTC Vive w BS’ie jest wyjątkowo intuicyjna, a sama zabawa jednocześnie pozwala na wprowadzenie aktywności fizycznej podczas relaksu. Co prawda w większości wyłącznie od pasa w górę, ale to zależnie od piosenki i poziomu trudności. O mało co nie wyszedłby poza strefę gry na spotkanie ze ścianą! Co więcej, nie musicie przyjeżdżać koniecznie do Poznania, żeby spróbować swoich sił. Ekipa The Basement VR udostępnia sprzęt również na innych konwentach. [“Polecam każdemu wejść do Beat Saber! Jeśli uzależniło Cię OSU, to z Beat Saber już się nie wyleczysz!” ~Jan]
Wspominałem wcześniej o grze konwentowej? Ano BYŁA i BYŁA GRYWALNA!
Jeśli wcześniej nie oczytaliście podlinkowanego artykułu (do czego zachęcamy), to w skrócie fabuła wygląda tak. W dalekowschodnich terenach szaleją wojna, głód i tocząca ludność choroba. Dlatego strażnicy azjatyckich krain: Smok (Chiny), Tygrys (Korea) i Karp Koi (Japonia), wyruszają w podróż do Poznania, gdzie wybiło źródło spełniające życzenia. Zadaniem uczestników jest wspomóc Strażników w znalezieniu źródła. Można poprzeć jednego z nich. Zadania były mocno zróżnicowane pod względem punktów, a co za tym idzie – poziomem trudności i zawiłości przekazu. Czasem trzeba było w coś zagrać, czasem poszukać, a innym razem uzyskać błogosławieństwo Tygrysa odpoczywając przez pięć godzin. A’propos szukania, to wielokrotnie na konwencie słyszałem o osobach ganiających za kasownikiem do biletów.
[“Nawet zagiąłem troszeczkę orgów od gry, gdy pobrałem błogosławieństwo i rzeczywiście odczekałem tych pięć godzin. Byłem chyba jedyną osobą, która nie kombinowała tutaj, tylko zrobiła według karteczki. Miałem niezły ubaw, a w nagrodę za oryginalne podejście też otrzymałem nagrodę… Bo gdy chciałem oddać zadanie, gra się już skończyła.”~Jan]
Jednakże co zasługuje na oklaski i pochwałę?
Gra konwentowa NIE BYŁA metodą na zdobywanie zasięgów społecznościowych. Nie musieliśmy wykonać czegoś na zasadzie “zrób sobie selfie z uśmiechniętym helperem i wstaw na fanpage wydarzenia”. Jest to pionierskie i w naszej opinii jedyne, właściwe podejście do tego zagadnienia.
Szkoda, że nie wszyscy organizatorzy widzą to w podobny sposób.
Uruszura Cosplay
Około 14:00 spotkaliśmy się z Nekonosanem. Był wyjątkowo przejęty samym konwentem, podobnie jak ja. Mieliśmy możliwość spotkać się i porozmawiać, ze znaczną ilością cosplayerów. Niestety moje oko nie potrafi jeszcze po rysach twarzy poznać, kto jest kim. Ale radarowi Neko nic nie umknie: Amee, Keicho, Cosplay No Jutsu, Tima, Urushura, Vivid, i wiele więcej.
Mniej więcej wtedy też Vivid Cosplay wraz Akkinori z Cosplay No Jutsu zaprosiły nas do wspólnej gry w Karty Dżentelmenów. Graliśmy o zostanie hokage. Nasza sromotną klęskę pozostawimy bez komentarza, ale następnym razem się uda!
Mieliśmy też okazję co jakiś czas przejść obok warsztatów tańca z wachlarzami i bębenkami, a także Kendo i stanowiska Dorigami.
Nastepnie zachęceni do prelekcji o Rakugo, udaliśmy się do Sceny Głównej. Widziałem już całkiem dużo rzeczy, ale tradycyjnego komediowego stand-upa jeszcze nigdy! Rakugoka klękając na specjalnym postumencie, siada i opowiada komiczne historie. Do pomocy używa jedynie wachlarza i niewielkiej, poręcznej chusteczki. Co więcej, w historiach wyłącznie za pomocą modulacji głosu, zaznaczając to charakterystycznym skrętem głowy- wplata dwie i więcej osób. Jeżeli ktoś nie miał okazji czegoś takiego zobaczyć to serdecznie polecamy zapoznać się z materiałem filmowym, który niedługo udostępnimy. Ale najlepiej zwyczajnie to przeżyć!
Taka porada na koniec: “Gdy Rakugoka do Ciebie woła, nie reaguj. To część przedstawienia.”
Odwiedziliśmy też zachwalaną Meido Cafe. Tam przywitała nas Keicho Cosplay w stroju pokojówki. Rzeczywiście ceny były naprawdę przystępne, a zamówione omlety z ryżowo- mięsnym farszem były przepyszne. Nie wspominając o ketchupowym “Love” dodającym +5 do smaku potrawy. Z pełnymi brzuchami udaliśmy się znów do Sceny Głównej, rozłożyć kamery i wybrać miejsca w pierwszym rzędzie.
Gala Cosplay była moją [Jana] pierwszą, gdzie w całości mogłem ją zobaczyć. Dlatego pierwsze wrażenie TBAW było dla mnie przełomowe.
Wydarzenie nie mogło obyć się bez wcześniejszych prób. Niestety dla uczestników, rozpoczęcie zostało opóźnione. Głównie przez zbyt krótkie przeszkolenie operatorów świateł.
Prowadzącymi byli wspominany już Fabien “Suchar” Sacha (Zastępca Koordynatora Głównego) i Koordynator ds. Cosplay Krzysztof “Pielaszke” Pielaszek. Fantastyczny duet, który potrafił wyważyć odpowiednio wstawki nieco poważniejsze z humorystycznymi. Nie zapominając o nutce improwizacji, która wyratowała kilka zapalnych momentów.
Prezentacje poszczególnych grup były poprzeplatane pokazami Kendo, tańca koreańskiego z wachlarzami i Taekwondo. Dla osób nowych w tym temacie, Kendo to obecnie rekreacyjny sport wywodzący się z szermierki przeznaczonej dla Samurajów. Miecze są wykonane z listew bambusowych.
Każdy z nich zapadł w pamięć nieco innym szczegółem. Taniec za swoją horeografię, Kendo za ochoczo wykrzykiwane oksymorony, a Taekwondo za rozbicie 3 betonowych płyt przy użyciu pięści.
Samych grup stawiło się siedem, a Jury złożone z Arshania Cosplay, Quell Crafts i Akatsu Cosplay – wyłoniło zwycięzców w trzech kategoriach.
Za Najlepszy Strój nagrodę otrzymała Red Head Witch za kreację księżnej Anny Henrietty z uniwersum Wiedźmina. Jury doceniło przywiązanie do szczegółowości i zachowania faktury sukni.
Najlepszą Prezentację przygotowała “Grupa Naruto”.
Z kolei Grand Prix umieści na ścianie Meravion za wcielenię się w postać Króla Foltesta, również z uniwersum Rzeźnika z Blaviken.
Ostatnim punktem programu na naszej liście była Wielka Wojna Waifu 3. Na poprzednich edycjach nie było dane nam być, ale tym razem się postaraliśmy. Co więcej, jako jedyni nagraliśmy jej przebieg. Także mamy… *inhales* EXCLUSIVE! Pierwszy i liczymy, że nie jedyny. Sama wojna polega na tym, żeby jako wyznawca/ fanatyk/ kochaś swojej waifu – wyeliminować resztę z gry. Waifu – to w sumie urzeczywistnienie Twojej nierealnej bądź płaskiej zachcianki. Wpisuje się w Twój kanon piekna, gdy koleżanki z klasy już dawno zablokowały Cię w “friendzonie”. Mówiąc nierealnej nie tylko chodzi tu o postaci z mangi, anime czy gier, ale także rzeczywiste rzeczy martwe/ nieożywione jak np. użyta w WW3 Mazda RX7. Tak, zwyrole chętni na “corpse party” też się w to zaliczają…
Tegoroczna edycja składała się z 3 etapów. Pierwszy, którym była praca twórcza. Piosenka lub wiersz. Urzekła nas historia Mazdy z akompaniamentem gitary.
Drugim etapem był “Roast”. Jest to innymi słowy obrażanie innych monologiem, a czasem nawet siebie – ubrany w komediowym kontekście.
Trzecim jest rosyjska ruletka. Do magazynka bębnowego broni do gry w Nerf’a ładowany jest pocisk, po czym magazynek rozpędza się i na ślepo ładuje w gniazdo. Za każdym razem oddajemy dwa strzały do dwóch słupków symbolizujących fanatyków, siedzących obok. Po każdym powtarzając procedurę rozkręcania. Jeśli broń wystrzeli, dany kochaś wypada z gry, a waifu “ginie”. Jeśli nie, do magazynka wprowadzamy kolejny pocisk i powtarzamy procedurę od nowa.
Tym samym na wybór ostatecznej Ultimate Waifu nie mają wpływu dwie poprzednie konkurencje, a jedynie ruletka.
W tym roku wygrała Albedo z serii “Overlord”.
Podsumowując. The Basement Asian Week zostanie obowiązkowym punktem w naszym kalendarzu, jeśli pojawi się kolejna edycja. Rzeczywiście na wielu polach organizatorzy dotrzymali danego słowa i wykorzystali potencjał drzemiący w ich pomyśle:
+ Azyatyckie klimaty. Tak, tu ekipa utrzymała konwent na najwyższym poziomie, ponieważ głównymi punktami programu były właśnie kulturalne prelekcje bądź warsztaty (japońskie, chińskie, koreańskie). Nie wspominając o bramie Tori – mały “smaczek”, a cieszy.
+ Gra konwentowa, która w końcu nie jest wymuszonym dodatkiem, a przemyślanym puzlem większej układanki.
+ Zastosowane ozdoby i nazewnictwo miejsc, które jest związane z tematem głównym.
+ Zróżnicowane prelekcje pod kątem zaawansowania i treści, które były prowadzone przez zawodowców.
+ Obszerny program warsztatowy.
+ Niedrogie i przystępne kulinaria. Dziewczyny w przebraniach (!) własnoręcznie przygotowywały potrawy. Te nieziemskie ciasta. Brownie było pulchne, mokre i rozpływało się w ustach. Samo Meido -caffee nigdy nie było puste, a czasem nawet nie mogliśmy znaleźć wolnego miejsca.
+ Zabawna i urozmaicona Gala Cosplay.
Chcielibyśmy napisać o samych plusach, ale niestety pojawiło się też kilka niepokojących kwestii:
– Przejście w akredytacji było niestety wąskie i wymuszało ruch wahadłowy przy większych grupach mijających się uczestników. Sytuację poprawiłoby umieszczenie akredytacji od strony ściany, a niekoniecznie przy drzwiach.
– Pokoje do gier muzycznych w których ważne jest metrum i tempo powinny być odseparowane od siebie lub wyposażone w zestawy słuchawkowe. Często konwentowicze chcąc skorzystać z tych dobrodziejstw, przeszkadzali sobie nawzajem.
– Stoły planszówkowe powinny być mniejsze. Rzadko zdarzają się grupy po 8-10 osób, przez co do wygodnej gry (chociażby w Karty Dżentelmenów) kończyliśmy z koniecznością przemeblowania.
– Oświetlenie mówców na porannych prelekcjach było ustawione tak, że widoczne były w półmroku. Zrobienie zdjęć czy komfortowe odczytywanie mimiki i gestykulacji było przez to bardzo utrudnione. Zwyczajnie rozpraszało.
– Niestety pomimo zaawansowanego zaplecza technicznego, zauważalne były problemy operatorów dźwięku i oświetlenia. Wprowadziło to niepotrzebne zamieszanie. Lepiej by było zrezygnować z 2-3 prelekcji wcześniej na Scenie Głównej lub przenieść je do innych sal, a dopracować tą jakże ważną część imprezy.
– Kuchnię warto by było dodatkowo urozmaicić o onigiri, maki, ramenem lub czymś z kuchni koreańskiej bądź chińskiej. Jest sporo restauracji, które chętnie sprzedają zestawy sushi na konwentach, co bardzo dobrze komponowałoby się z tematem głównym wydarzenia.
Na przekór wszystkiemu co możecie pomyśleć czytając samo podsumowanie – The Basement Asian Week było bardzo dobrym konwentem. Zorganizowanym i gotowym na czas. Jak na powierzchnię imprezy, objętość programu i zastany stan faktyczny, to wspomniane minusy są tylko niewielkimi potknięciami, które są do przysłowiowego “szlifu”. Wielokrotnie słychać było pochwały o kontakcie z helperami i organizatorami, nie tylko przez nasz zespół, ale uczestników, cosplayerów czy prelegentów – oceniany jako wzorowy.
Żeby tego było mało. Normalnie na konwentach nie sprzedaje się napojów alkoholowych, dlatego organizatorzy pomyśleli też o koneserach mocniejszego trunku i zorganizowali After Party po zakończeniu konwentu w tematycznym klubie w centrum miasta. Rzecz jasna z dodatkową porcją karaoke i gier pokroju rockband czy Guitar Hero.
Bardzo dziękujemy za możliwość udziału w The Basement Asian Week i jego After Party. Za przeprowadzony wywiad z Fabienem Sachą i ciepłe przyjęcie na konwencie. Cosplayerom za pozowanie, ekipie orgów za chęć organizowania takich imprez, artystom za pozostawienie śladu w Zeszycie Artystów, a Meido Cafe za pyszne omlety. I za wszystko co można by było dopisać, a o czym być może zapomnieliśmy. Zapamiętamy to wydarzenie na długo i liczymy na kolejną owocną współpracę w przyszłości.
Keicho
Ostatnią rzeczą, o której nie wspomnieliśmy jest specjalny rodzaj wejściówki – Exclusive Gold VIP. W porozumieniu z organizatorami The Basement przygotowaliśmy jedyną wejściówkę z rozbudowanym pakietem bonusów. M.in. dedykowanym miejscem na kanapie podczas Gali Cosplay czy też udział jako część jury w Waifu Wars 3.
Wystawiona została na licytację charytatywną w ramach akcji Pancerz dla Wiewióry, która niedługo po zakończeniu konwentu okazała się pełnym sukcesem. Podczas jej trwania różne osoby i instytucje wystawiały przedmioty lub usługi na licytację, a w przytłaczającej części przypadków wszystkie pieniądze przekazywane były na zbiórkę. Nawet serwis Othertees przygotował trzydniową promocję z limitowanymi wzorami koszulek. Od momentu zapoczątkowania akcji w ponad 500 aukcjach uzbierano ponad 100 tys. złotych. Cegiełkę do tego przedsięwzięcia dołożył także jegomość, którego widac poniżej – “Kixi”. Kupując ten bilet przybliżył Wiewiórę do celu, jakim było opłacenie rocznej kuracji antynowotworowej. Zachęcamy w tym miejscu inne konwenty do wspierania i ofiarowania jednej lub pary wejściówek na swoje imprezy w celu wspomożenia podobnych zbiórek. Możecie to robić osobiście, przez Waszych przedstawicieli na grupach lub przez Nas, chętnie w tym pomożemy.
Jan Jędrzejczak